Aktualności | News

"Wysłałem mamę na KSW" - rozmowa z Pawłem Wójcikiem

Jedenasta gala "Konfrontacji Sztuk Walki" przynosi kibicom MMA w Polsce kilka zmian, nie tylko tych związanych z samymi pojedynkami. Kolejną z nich jest zmiana konferansjera. Od najbliższej gali obok Waldemara "Wall-E" Kasty na ringu zobaczymy również dziennikarza telewizji "Polsat Sport" Pawła Wójcika (na zdjęciu), który do tej pory kojarzony był przede wszystkim z użyczaniem głosu czytającego metryczki zawodników.
W natłoku pracy i przygotowań do KSW nowy annoncer znalazł chwilę czasu, by ze mną porozmawiać. Oto nasza rozmowa.

Wielu kibiców MMA może pana nie znać. Zatem prosiłbym o powiedzenie kilku słów o sobie.
- A co można o sobie powiedzieć w kilku słowach? Dziennikarstwem zajmuje się już blisko dwadzieścia lat, z czego sportem ponad piętnaście. Jedną z pierwszych-większych moich zawodowych przygód była relacja z Atlantic City w grudniu 1996 roku, z walki Gołota - Bowe II. W „Polsacie” zajmuje się głównie żużlem i piłką nożną, do tego dochodzą także gale bokserskie i MMA.
Od jedenastej "Konfrontacji Sztuk Walki" będzie pan konferansjerem. Będzie to debiut w takim charakterze, a może po prostu kolejna gala w roli annoncera?
- W swoim życiu prowadziłem sporo imprez, nie tylko sportowych. Jeszcze we Wrocławiu, gdzie pracowałem w Radiu ESKA, stałem przed dwudziestom tysiącami fanów polskiego rocka. Sporo frajdy dawało mi prowadzenie zawodów FMX w katowickim Spodku. Freestyle motocross pod dachem to jest czad! No i siedem tysięcy fanów (śmiech). Ale faktycznie KSW dla mnie w tej roli będzie debiutem.
Co najcięższego jest w pracy konferansjera?
- Każdy event to inna publiczność, inne reakcje i oczekiwania. Najważniejsze jest jednak to, aby widzowie złapali odpowiedni "klimat" i cały czas się bawili, do końca zawodów. Prowadzący musi prowokować – oczywiście pozytywnie – publiczność, a potem stanąć nie co w cieniu.
Ciężka jest też trema (śmiech), ale trzeba sobie poradzić. Kiedyś przed zawodami, które prowadziłem spadłem z motocykla wjeżdżając pod scenę. Kilka tysięcy ludzi miało niezły ubaw, ja w sumie też! Trzeba mieć po części dystans do siebie i tego, co się robi.

Komentuje pan w telewizji żużel, sporty ekstremalne, w tym samoloty i motocross oraz piłkę nożną. Jest to połączenie hobby z pracą, czy tylko praca?
- Ja mogę tylko powiedzieć, że na prawdę kocham to co robię. Jest to połączenie największej pasji życiowej z pracą. Muzyka, głównie mocny rock i punk, to moje hobby, ale sport to pasja, żeby nie powiedzieć miłość.
Nie wyobrażam sobie początku i końca dnia bez sprawdzenia wyników, ostatnich doniesień agencyjnych itd. Jestem z tego powodu bardzo zadowolony.

A jakie ma pan jeszcze inne zainteresowania?
- Jeśli chodzi o sport to głównie piłka nożna, żużel, boks, FMX i piłka ręczna. Trochę książek i filmów no i muza. Przedział jest dość spory, bo od wybranych kompozytorów klasycznych, na przykład Bach, po Sex Pistols, czy Alice in Chaince i Rage Against the Machine. Staram się zaliczać koncerty dużych kapel, niestety brakuje mi czasu. Ostatnio byłem na Red Hot Chilli Peppers, ale nie do końca mi się podobało. Teraz latem nikt nie zatrzyma mnie w domu, kiedy w Poznaniu zagra Jane's Addiction. Jestem na bieżąco z polityką no i nie mam kłopotów z historią.
Do tej pory był pan znany przez kibiców KSW głównie z tego, że użyczał pan głosu, który czytał metryczki zawodników. Zatem rozumiem, że teraz będą one czytane przez pana na żywo z ringu?
- Tego jeszcze nie wiem. Razem z szefami KSW w najbliższych dniach będziemy pracować nad scenariuszem. Formuła może być nieco inna niż do tej pory, ale nie chcę wyskakiwać przed orkiestrę. Najpierw niech Martin i Maciej to ogłoszą.
Ile razy był pan na KSW? Jak wrażenia?
- Nie pamiętam, ale co najmniej z pięć razy. Raz całkiem prywatnie - czyli mogłem siedzieć z żoną przy ringu - reszta to połączenie z pracą, bo na wcześniejszych edycjach bywało, że byłem reporterem w czasie transmisji w Polsacie Sport. Wrażenia? A co ja mogę powiedzieć (śmiech). Co nie powiem to zawsze będzie że słodzę. Powiem tak, raz nie udało mi się dojechać na „Torwaru” i na „Konfrontacji Sztuk Walki” zameldowała się moja mama ze swoją przyjaciółką. Byłem przekonany, że wyjdą po dwóch, max trzech walkach. Nic z tego! Kobity siedziały do końca, wyszły około pierwszej w nocy i moja starsza od razu zadzwoniła do mnie i oznajmiła, że na kolejną edycję też idzie (śmiech). Czyli to chyba rodzinne.
A co powie pan o poziomie sportowym „Konfrontacji Sztuk Walki”?
- Wolę o takich rzeczach nie mówić. Nie będę ściemniał, że jestem stałym bywalcem gal MMA, zwłaszcza zagranicznych. Wolę, aby o spotowej stronie mówili "M and M", a zwłaszcza kibice. Byłem na kilku galach MMA i K-1 w Polsce. Czasami było bardzo gorąco. Kiedyś w Poznaniu walczyło dwóch gości, jeden miejscowy, a drugi z Chorzowa. Atmosfera udzieliła się zbyt mocno kibicom i w pewnej chwili znalazłem się z centrum... grupy, która na pięści chciała sobie wyjaśnić pewne rzeczy. Było ostro, ale jakoś wyszedłem cało.
Jak oceni pan pozostałą otoczkę gali?
- Jest git! Poważnie! Naprawdę gale KSW, można śmiało pokazywać nie tylko w kraju, ale i zagranicą. Mam porównanie, bo widzę i patrzę na inne gale w telewizorni. Gra świateł i muzyka robią swoje. No tylko jedna rzecz… trzeba zaprojektować wyższe wyjście dla zawodników (śmiech).
Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia już piętnastego maja.
- Etam, na bank spotkamy się wcześniej, pozdrawiam i dzięki.
Rozmawiał Artur Przybysz

Inne wpisy